No dobrze… może nie do końca niczym niezmąconej, ale o tym później 😉.
Plan na ten dzień wyglądał pięknie: przez Mogielicę, polanę Stumorgową na Jasień, a potem powrót na przełęcz. W bonusie miał być jeszcze krótki wyskok na Łopień – też przecież w SOTA. Słowo klucz: miał. Bo ostatecznie się nie udało – czas nie był z gumy.
W plecaku jak zwykle klasyka mojego zestawu: Baofeng, antenka Diamond, dron, dwa powerbanki, woda, kawa i coś na ząb.
Wyruszyłam o 6 rano, tuż po wschodzie. Szlak od razu wchodzi w las i… zong – ciemno jak w radiu podczas zaniku propagacji ⚡. Na szczęście krótko. Potem asfalt, znów las – i tak prawie do samego szczytu.
Pierwszy postój zrobiłam na polanie Wyśnikówka. Idealne warunki, żeby wypuścić drona. Potem kolejny na Stumorgowej, a finał – już na Jasieniu.
W powietrzu szukałam ujęć, które pozwolą mi zobaczyć to, czego normalnie oczy nie obejmą 👀. Filmuję i fotografuję, bo mam swoją wizję, jak to potem złożyć w całość – ale, jak z radiem, nie zawsze wychodzi tak, jak by się chciało. Na Mogielicy był tylko krótki rzut okiem z wieży obowiązkowa fotka pod tabliczką i dalej w drogę na polanę Stumorgową.
Kolejny postój już na Kutrzycy gdzie spotkałam kolegę Marcina OZM, z którym wcześniej miałam łączności z gór, a tym razem – rozmowa twarzą w twarz. To też magia SOTA – ludzie, których głos znamy z eteru, nagle stają obok nas na szlaku..
Na Jasieniu – dwie ławeczki, tabliczka i dość miejsca, by ponownie wypuścić drona. Mogłam z góry podziwiać trasę, którą od Wyśnikówki aż tutaj przeszłam. To było to, na co czekałam – widok, którego z wieży na Mogielicy nie widać, a dron pokazuje jak na dłoni.
No i najważniejsze 😍: aktywacja szczytu. Kilka miłych QSO, w tym oczywiście kolega Piotr ABW (z domu), kolega Czesiu HZI, a także SUMMIT to SUMMIT z Leszkiem MDF na Krywaniu i z kolegą z Mogielicy😊, który aktywował również rezerwat – i przypomniało mi się, że ja też często przez jakieś rezerwaty przechodzę. Ale wiadomo, wszystkiego się nie da na raz ogarnąć 😅.
Jeszcze kilka słów z Marcinem, który wracał do domu, i czas było pakować sprzęt.
Droga powrotna miała niespodziankę, która w moich wędrówkach zdarzyła się pierwszy raz: zabrakło mi wody🫨. Została resztka, którą wydzielałam kropla po kropli, bo wiedziałam, że przede mną jeszcze kilka podejść, a w ustach sucho. Jagód czerwonych oczywiście nie ruszałam 🚫🍒, ale znalazłam jeżyny – które dawały chwilę ulgi i tak dotrwałam do Mogielicy. Ostatnie krople na szczycie i … ruszyłam w stronę parkingu – to było najszybsze zejście w moim życiu 🤣
Zdjęcia z wysokości – to zawsze magia ✨. Piękne panoramy, cała trasa widoczna z góry, moment kiedy naprawdę widać: „stąd wyruszyłam, tu dotarłam”. Do tego jeszcze kilka kadrów z telefonu – bo czasem wystarczy zwykłe spojrzenie i prosty kadr, by uchwycić coś wyjątkowego.
I tak zakończyła się moja 10-godzinna górska przygoda – pełna widoków, zdjęć, dronowych panoram i radiowych łączności. Zmęczenie? Tak. Radość w sercu? Jeszcze większa ❤️. A Łopień? Został na kolejny raz – bo góry przecież nigdzie nie uciekną.
A tak trasa wyglądała w 3D od parkingu na przełęczy Rydza Śmigłego, przez Mogielicę na Jasień i z powrotem 😊