Nie ma jak miłe, sympatyczne towarzystwo, łączności i przyroda. Tak właśnie wyglądały moje pierwsze zawody w terenie i nie ukrywam taka opcja jest wielce kusząca.
Dzięki strażakom z Zagórnika i Bolęciny sprzęt i zawodnicy zostali dostarczeni na Leskowiec. I tu powinna być gwiazdka co też czynię: (*) zawodnicy za wyjątkiem Romka i mnie bo my wybraliśmy opcję „z buta” . A jak! Jak szaleć to szaleć.
Co prawda mąż oponował „stara jesteś, kości łamliwe, połamiesz się helikopter nie wyląduje a ja cię nieść nie będę!! żartuję sobie – mąż autko zatankował i mówi „co będziesz tak się męczyć jak Kopciuszka na bal ja ciebie na szczyt wywiozę”. 🙂 No i cóż mogę powiedzieć – uparta jestem! w efekcie z Romkiem dotarliśmy na szczyt nie wiele później niż transport kołowy.
Panowie sprzęt rozłożyli antenki postawili radyjka pozałączali. Chciałam się załapać na rotor ale niestety kwalifikacje nie puszczały, może w przyszłym roku się uda 🙂