Powiem tak – wczoraj ruszyła akcja dyplomowa z dzieciakami. 2 godziny niesamowitych wrażeń ale i 2 godziny po których mózg odmówił posłuszeństwa jak diesel przy wysokich mrozach. Wracając do domu wiedziałam, i to była jedyna i ostatnia myśl w ciągu tego wieczora, że jedynym ratunkiem na powrót sprawności umysłowej jest SOTA.
Góry, las, piękne widoki i tylko ja i moje radyjko🥰
Czwarta rano pobudka, kubek kawy, windy.com, blog my na szlaku i wiedziałam gdzie jadę (bo wieczorem nawet planu nie miałam). Padło na Kudłoń: bo duży parking, bo trasę już znam, bo cudne widoki po drodze.
Nie spieszyłam się, szłam sobie i szłam co jakiś czas śnieg mi nogi zjadał do kolan ale grzecznie oddawał, niebo błękitne, piękne słonko i skrzący się w tym słońcu śnieg i CISZA… Czułam całą sobą, czułam jak mi się akumlatory ładują – normalnie fotowoltaika się uruchomiła 🙂
Na szczycie byłam koło 11.00, wnioski z poprzednich wycieczek wyciągnięte wcieliłam w życie. Choć rączki świerzbiły, radyjko wzywało to jednak najpierw postanowiłam zjeść, potem ciepło się ubrać i na końcu sprzęt rozłożyć. No taki był plan bo oczywiście wszystko to robiłam jednocześnie. Rozłożyłam się na śniegu izolację odpowiednią i ciepełko sobie zapewniając, ptaki śpiewały, dzięcioł obiadu szukał a między drzewami widziałam Tatry 😍🥰
I tak przygotowana mogłam już zacząć wołać. I wołałam i rozmawiałam i znowu wołałam i znowu rozmawiałam. 27 cudownie sympatycznych łączności 😊 za co wszystkim korespondentom bardzo, bardzo dziękuję.
OSTRZEŻENIE: Jeśli ktoś chciałby usłyszeć jak powinny przebiegać łączności na Sota to tutaj tego nie znajdzie
Moja radość i ta pozytywna energia po prostu musiała znaleźć sobie ujście. Normalnie to nadmiar z fotowoltaiki płynie do elektrowni u mnie takiego kabelka nie ma, został zatem przesył w eter i wyszło jak wyszło. 😀