Chociaż w tytule powinno być odwrotnie, bo najpierw było spotkanie w Jodłówce, a dopiero potem aktywacja, to niech zostanie tak, jak serce podpowiada. 😉


Na spotkanie do Jodłówki, jako reprezentacja SP9KUP, pojechaliśmy we dwójkę – ja i Arek SQ9PCA. To sympatyczne wydarzenie w tym roku miało wyjątkowy charakter, bo była to 40. Jubileuszowa Krótkofalarska Jesień na Pogórzu – Jodłówka Tuchowska. Mieliśmy też powód do dumy – do odebrania aż trzy puchary za pierwsze miejsca!
To było dla mnie coś nowego, bo po raz pierwszy uczestniczyłam w takim spotkaniu. W końcu mogłam poznać wielu kolegów, z którymi wcześniej miałam łączności – czy to w ramach SOTY, czy zawodów. Nieoczekiwaną, a przy tym bardzo miłą niespodzianką było spotkanie się na żywo z Gosią SP8SAN i Mariuszem SP8GTX. Ludzie pełni pozytywnej energii – a to naprawdę się udziela!


Miałam też okazję poznać Przemka SP7VC i oczywiście zakupić jego książkę (z autografem i dedykacją, rzecz jasna 📖✍️). Teren piękny, okolica cudowna – no i jak tu nie wypuścić drona? Każda taka wyprawa to dla mnie nowe doświadczenia. Powoli zaczynam czuć, co i jak chcę filmować, choć sterowanie jeszcze nie idzie mi tak płynnie, jakbym chciała (i tu mści się fakt, że kiedy dzieci były małe, trzymałam się z daleka od konsoli – dziś obsługa pada bardzo by się przydała 😉). Na razie skupiam się na tym, żeby umieć zlokalizować drona „na słuch” i nie posadzić go bezmyślnie na drzewach.
A wisienką na torcie była oczywiście aktywacja. Razem z Arkiem robimy Koronę Gór Polski, a że niedaleko była Mogielica (SP/BZ-014), która dodatkowo zalicza się do SOTY – grzechem byłoby nie skorzystać. Po ceremonii wręczenia nagród spakowaliśmy trofea i ruszyliśmy na Przełęcz Rydza-Śmigłego, skąd zielonym szlakiem weszliśmy na szczyt.

Pora była już trochę późna, a na polanie przed szczytem zobaczyliśmy to, o czym ostrzegali schodzący – zbliżała się burza. Niebo było spektakularne – chmury, słońce i te piękne szczyty wokół. Przemknęła nam myśl, że możemy nie zdążyć, bo burza na szczycie to naprawdę nie najlepszy pomysł. Na szczęście wiatr wiał w innym kierunku, nie było słychać grzmotów, więc uznaliśmy, że „kto nie ryzykuje, ten nie zdobywa szczytów”. I było warto!


Na górze były pieczątki, były łączności 😍 – także z tymi, których jeszcze chwilę wcześniej widziałam na spotkaniu. Każda miła i każda sympatyczna jak zwykle. Schodząc ponownie na tę samą polanę, dron, który „nudził się” w plecaku, musiał polecieć. Jak się okazało – nie byliśmy jedyni! Spotkaliśmy sympatycznego człowieka, który również wypuszczał swojego drona. Temat do rozmowy znalazł się od razu, a jak to często bywa – nie wiadomo kiedy zeszło na krótkofalarstwo😊.

Niestety zabawa nie trwała długo – wiatr się wzmógł i wyglądało na to, że zaraz lunie. Drony więc wróciły do „hangarów”, a my pożegnaliśmy nowo poznanego kolegę, zostawiając mu namiary na wypadek, gdyby zechciał wciągnąć się w nasze hobby.
Powrót przez las oznaczał, że ostatnie 50 metrów pokonaliśmy już w całkowitych ciemnościach. Ale kto jak nie my?
aa. .byłabym zapomniała! Arek u podnóża wieży znalazł pomalowany kamyk pozostawiony przez kogoś w ramach sympatycznej akcji. Okazuje się, że to świetny pomysł na łączenie ludzi – takie kamyki „wędrują” po Polsce (i nie tylko), wywołują uśmiech i zostają na długo w pamięci. Mała rzecz, a potrafi sprawić tyle radości!😊 dlatego cieszmy się ich widokiem i …. pozostawmy je dla kolejnych „znalazców”.
To była naprawdę piękna przygoda w miłym towarzystwie – spotkanie pełne emocji i zdobyta Mogielica!!
A my? Wróciliśmy co prawda zmęczeni, ale uśmiechnięci. Jeszcze dobrze nie wsiedliśmy do samochodu, a już każde z nas zaczęło planować kolejne wyprawy. Bo co tu dużo mówić – góry uzależniają! I broń Boże nie leczyć tego pod żadnym pozorem!!😂
I takich właśnie uzależnień – oraz tak pozytywnie „uzależnionych” ludzi – szczerze Wam życzę❤️💚💙.
A tak tak w 3d wyglądała nasza trasa na Mogielicę 😊