KUP czyli żegnaj oazo spokoju

Rozochocona zdanym egzaminem postanowiłam iść „za ciosem” i mówię do  Janusza co by temat ogarnął i sprawdził czy klub do którego kiedyś zaglądał nadal istnieje. Okazało się, że istnieje ba nawet funkcjonuje w każdy czwartek. 

I stało się nieuniknione.  Główne założenie zdechło! nie moje rzecz jasna tylko klubowe. Bo miało być cicho, kameralnie w „technicznym” gronie – taki męski azyl – a tu kicha.  Bo ja w całej swojej okazałości wkroczyłam i zakomunikowałam, że do klubu chcę należeć.  I cóż było robić odmówić głupio, została jedynie nadzieja, że to chwilowy kaprys i kobiecie minie. No cóż, nie minęło i tak się Panowie ze mną męczyć muszą. Pocieszające dla nich jest chyba jedynie to, że oni mnie mają na chwilę a Janusz aż do śmierci. 

A poważnie rzecz traktując: przyszłam, weszłam i nadal jestem bo urzekła mnie atmosfera i ludzie którzy ten klub tworzą. 

Dodaj komentarz