Rohacze czyli z baofengiem na Słowacji

Genów nie oszukasz! Moje dziecko rodzone doszło w końcu do wniosku, że wysokość już jej nie wystarcza i oprócz wysokości to chce jeszcze łańcuchy!! Moja krew!  🥰
Racjonalnie do kwestii podeszła,  znalazła kilka tras, obejrzała filmiki, poczytała,  wybrała tę jedną jedyną  i gotową propozycję rodzicielce przesłała: 

No cóż powiedzieć miałam? Odpowiedź mogła być tylko jedna: JEDZIEMY!! i pojechaliśmy 😀 I Celem było słowackie Rohacze nazywane często Orlą Percią Tatr Zachodnich. 

Wyruszyliśmy w deszczu mając nadzieję, że prognoza,  która wieszczyła od godzin południowych słońce się ziści i cóż – ziściła się😀 

Wrażeń, emocji tej radości nie da się opisać słowami! 😍Powiem tylko, że do Wołowca szliśmy w chmurze bez widoków w towarzystwie lodowatego wiatru. A potem.. 

A co z tytułowym bohaterem?  W góry, z reguły zabieram swoje jedyne, ulubione radyjko i temat mam ogarnięty na tyle, że pakować mogę się z zamkniętymi oczami. Tym razem radyjko w domu zostało bo chciałam na wysokościach przetestować antenę, którą kiedyś zakupiłam DIAMOND SRJ770 – padło wiec na baofenga. 

Antenkę dokręciłam, przezornie przeszłam na polską stronę co by znaku nie łamać uruchomiłam ręczniaka i ……….  CISZA!! Uruchomiłam? powinnam raczej powiedzieć – chciałam uruchomić ale radio było MARTWE!
Z baofenga korzystam sporadycznie, i kiedyś go ładowałam i wyszło na to, że kiedyś to było bardzo dawno temu.  😱  Akumulator okazał się być rozładowany dokumentnie! 

No to się nawołałam! i tyle w kwestii łączności i  moich testów. 
Wnioski rzecz jasna wyciągnęłam: po pierwsze – naładowanie nie trwa wiecznie, po drugie częściej korzystać z innych sprzętów niż tylko ulubione radio. 

Ale wycieczka i tak była udana: piękne widoki, niezapomniane wrażenia 🥰
Aaaa.. na Wołowcu poznałam kolegę SQ9A, porozmawialiśmy chwilę, czyli w sumie mogę powiedzieć, że jedno QSO zaliczone zostało 😀

Dodaj komentarz